Rozpoczęcie imprezy Typo Berlin Anno Domini 2017 zbiegło się w czasie z wizytą w tym mieście Baracka Obamy, a także zjazdem kościoła narodowego, co poskutkowało zauważalnym paraliżem komunikacyjnym. Przez pozamykane drogi ciężko było się przebić do Haus der Kulturen der Welt, na szczęście uzbrojeni policjanci w samą porę otrzymali sygnał, że mogą już zacząć przepuszczać pieszych.
Kaligrafia po niemiecku i japońsku
Kapitalną sprawą okazały się czwartkowe warsztaty przygotowane przez Chris Campe, obejmujące brush pen lettering. Prowadząca maksymalnie wykorzystała dane jej dwie godziny, by rozwinąć i zainspirować uczestników. Jasno i precyzyjnie wprowadzała w tajniki kaligrafii, udzielała cennych indywidualnych wskazówek, zaopatrzyła wszystkich także w doskonałe materiały, które pozostają przydatne również po zakończeniu warsztatów.

Pisaki dostarczone przez sponsora okazały się średniej jakości. Na dwie godziny pracy wystarczyły, niemniej już pod koniec okazywały oznaki dość silnego zmęczenia materiału. Pomogło to niewątpliwie uniknąć pokusy zakupu na zachęcająco wyglądającym stoisku firmy.
Szeroką widownię przyciągnął wykład Aoi Yamaguchi, niecodziennej Japonki, zajmującej się kaligrafią języków dalekiego wschodu. Opisała ona swoją drogę artystyczną od pilnej nauki i doskonalenia zasad, przez przejście w stronę kaligrafii jako wyrażania siebie i dekonstrukcji znaku dla ekspresji pojęcia, do skierowania się w stronę kaligrafii performatywnej, której towarzyszą muzyka i światła, która pokazuje więcej niż tylko skończone dzieło i która ma wymiar przestrzenny.

Polskie akcenty
Pozytywnie na tle innych wystąpień wyróżnił się wykład Zosi Oslislo. Stanowił on podsumowanie The Insects Project – akcji tworzenia szczegółowej, fachowej i ogólnodostępnej publikacji na temat diakrytyki wybranych języków europejskich. Oprócz języka polskiego, w kręgu zainteresowania autorów monografii znalazły się również czeski, słowacki i węgierski, opisane przez wybitnych projektantów, dla których są to języki natywne.
Wykład, podobnie jak publikacja, miały uwrażliwić międzynarodowe grono projektantów na fakt, że diakrytyka to nie zabawne ozdobne „robaczki”, a istotna część wielu systemów językowych, która zmienia znaczenie, wpływa na komunikację i niewątpliwie ma swoją tradycję w projektowaniu. Wykład wywołał ożywioną dyskusję zagranicznych specjalistów – zarówno tych, którzy nie zetknęli się wcześniej z tym zagadnieniem, jak i tych pochodzących z krajów, które nie partycypowały w projekcie, a również mają swoje własne doświadczenia dotyczące diakrytyki. Miejmy nadzieję, że pozwoli to na rozszerzenie tego wartościowego opracowania o nowe języki.

Z kolei Borys Kosmynka omówił działalność Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi. Muzeum to dysponuje imponującym zbiorem maszyn drukarskich, matryc i czcionek. To w jego zasobach odnalazła się, uchodząca za swoistego jednorożca (ponoć istnieje, ale nikt nie widział), odmiana prosta kroju Cyklop – prawie kompletny zestaw znaków w formie odlanych czcionek oraz matryce. Digitalizacji Cyklop Antykwy podjęli się Asia i Marcin z Couple of Type.

Rękodzieło
Ishan Khosla pochodzący z Indii opowiedział o interesującym projekcie The Typecraft Initiative. W ramach tego projektu powstają fonty z liter tworzonych głównie przez niepiśmienne kobiety z różnych rejonów kraju. Litery – zarówno łacińskie, jak i dewanagari – zdobione są zgodnie z miejscowymi zwyczajami sztuki ludowej, różniących się między regionami. Inicjatywa ma na celu utrwalić i rozpropagować lokalną tradycję rękodzielniczą.

A jeśli już o rękodziele mowa, nie może zabraknąć obowiązkowego dla nas, jak co roku, punktu programu – Typecookers critique session. Zawsze co nieco podgląda się rysujących z zapałem uczestników, ale dopiero prace oglądane na dużym ekranie z odpowiednim komentarzem pozwalają wyostrzyć oko i, jakby nie było, uczyć się na cudzych błędach.

Rough Trade
Liv Siddall przedstawiła wciągające case study magazynu „Rough Trade”, który wydaje dla londyńskiego sklepu muzycznego o tej samej nazwie. Ze względu na ograniczony budżet, ale też nieco alternatywny charakter tej instytucji, pismo to powstaje wyłącznie siłami pracowników sklepu, muzyków i zespołów.

Początkowo dziennikarka musiała pokonać opór pracowników, a także poradzić sobie z regularnym zdobyciem zawartości, która zapełni 64 strony co miesiąc. Dobry skutek przyniosło postawienie na wszechobecne poczucie humoru, którego brakuje w innych pismach z branży muzycznej, i bezpośredniość oraz zostawienie swobody artystom w twórczym zapełnianiu rubryk. Dobrze oddaje ten styl artykuł modowy w klimacie abnegacji – na kolejnych kilku stronach w różnym otoczeniu pojawiał się ten sam muzyk w spranym t‑shircie i dżinsach.
Magazyn wyróżnia też niecodzienna forma graficzna. Artystowska buntowniczość miesza się ze stylem naiwnym, który dobrze współgra ze świeżością podejścia amatorów. Na okładce programowo nie pojawiają się gwiazdy (co najwyżej ich zwierzątka domowe), wewnątrz ciężko o zdjęcia prasowe. Pismo w takiej formie zdobyło już sobie rzesze wiernych czytelników.
W tym roku organizatorzy postawili na naprawdę mocny akcent końcowy. Michael Johnson w pasjonujący sposób opowiadał o procesie tworzenia nowej identyfikacji wizualnej firmy Mozilla oraz kampanii wizerunkowej dla Cambridge University.